ŚWIĘTE CIAŁO
Z SONIĄ LACHOWOLSKĄ-STEFAŃSKĄ ROZMAWIA JOANNA BONIECKA
Nie trzeba wiele - wystarczy podłoga i trochę samodyscypliny. Efekty systematycznej praktyki jogi sięgają dalej niż tylko sprawne i zdrowe ciało.
Joanna Boniecka: Czym tak naprawdę jest joga?
Sonia Lachowolska-Stefańska, nauczycielka jogi: Jest narzuceniem sobie samodyscypliny. I przestrzeganiem tej dyscypliny nie tylko wtedy, gdy wykonujemy asany (postawy jogi), ale w każdej innej chwili. Teraz, kiedy rozmawiamy, cała jestem w tej rozmowie. Jeżeli pomyślę o czymś innym, o przejeżdżających tramwajach, rozproszę się i to jest normalne. Ale kiedy jestem skoncentrowana na tej rozmowie, to jest właśnie joga. Mój umysł jest w tym, co dzieje się tu i teraz. To jest bardzo trudne wbrew pozorom i dlatego wymaga różnego rodzaju technik. Do nich należą asany, ćwiczenia oddechowe i szereg innych...
Jest to więc styl życia?
Staje się stylem życia dla adeptów jogi. Bez względu na rodzaj wybranej przez nich praktyki. Bo można uprawiać raja jogę (jogę królewską), inaczej jogę medytacji i wchodzącą w jej skład hatha jogę, czyli asany, ćwiczenia oddechowe, krije czyli techniki oczyszczające; albo bhakti jogę, czyli jogę poświęcenia, modlitwy, śpiewu; jnana jogę - czyli jogę poznania, wiedzy; czy też karma jogę, czyli jogę bezinteresownej pracy - całe działanie współczesnego wolontariatu jest taką karma jogą, pod warunkiem, że ma się pełne przekonanie o jego słuszności. Wszystko, co nas pochłania w stu procentach jest jogą.
Co oznacza słowo joga?
Nakładanie na siebie jarzma, które ma służyć temu, co nazywamy samorealizacją. Jogą jest jakakolwiek dyscyplina, niekoniecznie hinduska, która prowadzi nas ku samopoznaniu, ku rozwojowi duchowemu. Dosłownym znaczeniem słowa joga jest związek z Uniwersalnym Duchem czy Wyższą Rzeczywistością.
Karierę jogi na Zachodzie zapoczątkowała hippisowska fascynacja filozofią i religią Wschodu.
Hindusi twierdzą, że dusze tych, którzy dawno temu praktykowali jogę w Indiach, w tej chwili odradzają się, w cyklu reinkarnacji, właśnie na Zachodzie. Stąd naturalna potrzeba otwierania ośrodków jogi w Ameryce, w krajach Europy Zachodniej. Dobre ośrodki jogi w Indiach należą obecnie do rzadkości. I trudno się dziwić. Indie są krajem bardzo biednym, ludzie myślą przede wszystkim o tym, by przeżyć.
Jak trafiłaś na ścieżkę jogi?
Od dziecka fascynował mnie ruch, ale wypadek samochodowy uniemożliwił mi wyczynowe kontynuowanie tych zainteresowań np. w tańcu zawodowym. Szukałam więc czegoś innego, jakiejś inteligentnej formy pracy z ciałem. Dotarłam do podręczników jogi, ale książka na początek to za mało. I w końcu znalazłam: w 1987 roku przebywając w Madrycie na studiach podyplomowych natrafiłam na tamtejszy Sivananda Yoga Vedanta Center. Zaczęłam dzielić czas pomiędzy uniwersytet i popołudniowe zajęcia jogi. Udział w nich zależał wyłącznie od mojego portfela, ograniczonego do skromnego stypendium. Nierzadko pójście na jogę oznaczało rezygnację z obiadu. Pochłonęło mnie to jednak bez reszty. Widząc mój ponadprzeciętny zapał i zainteresowanie, gospodarze zaproponowali mi stypendium, dzięki któremu kilka lat później w Kanadzie zdobyłam uprawnienia nauczyciela jogi. Od 1991 roku uczę tej dyscypliny.
Czy to zmieniło coś w twoim życiu?
Nie od razu. Po pierwszych zajęciach każdy czuje się świetnie czysto fizycznie, ale trudno powiedzieć, żeby nagle zmieniała się świadomość. To jest raczej wolny proces. Za to skuteczny. Jeśli porównam swoje życie przed i po - mówię o dłuższej praktyce - to faktycznie widzę przepaść. I nie ma to nic wspólnego z tym, czego niektórzy oczekują, np. z rozbudzeniem jakichś zdolności nadprzyrodzonych. Przede wszystkim są to zmiany w postrzeganiu otoczenia, pewne uwrażliwienie... Taka, może się wydawać, głupia rzecz - rzucenie papieru na ulicy. Teraz odbieram to jako zranienie, skrzywdzenie miejsca, w którym żyję, dosłownie.
Jak zmieniły się twoje relacje z ludźmi?
Trzeba by zapytać o to kogoś, kto zna mnie dostatecznie długo. Mam nadzieję, że mogłabym usłyszeć o sobie również coś dobrego. Na przykład, że sprawami bliźnich przejmuję się co najmniej tak samo jak swoimi. Kwestia przezwyciężania ego jest kluczowa.
Swego czasu Ghandi w swoim ashramie w Indiach stosował niezawodną metodę. Kiedy widział, że ktoś jest bardzo skupiony przede wszystkim na sobie, wysyłał go do pracy w latrynie. A trzeba wiedzieć, czym jest latryna w Indiach, przy tamtejszej temperaturze... To jest potężna, bardzo ciężka i niewdzięczna praca. I już po kilku dniach okazywało się, że jest to skuteczniejsze niż jakakolwiek inna technika, niż stanie na głowie czy medytacja. Taki człowiek był wyleczony z dominującego ego... Trzeba dążyć do tego, żeby rozmawiając z kimś nastawić się na tego drugiego człowieka, a nie na to, co się ma aktualnie sobą do zaprezentowania. Nie negując oczywiście własnych wartości.
Czy istnieje coś takiego jak dekalog jogina?
Są to jamy i nijamy czyli zakazy i nakazy. Jedną z najważniejszych zasad jogi jest ahimsa, która mówi "nie zabijaj", ale w dużo szerszym znaczeniu, odnoszącym się nie tylko do żywych organizmów, ale także do całej naszej planety... Wszystko zasługuje na szacunek. Legenda głosi, że mistrzowie jogi, idąc drogą, kłaniali się i uśmiechali do kamieni. Dla wielu ludzi Zachodu takie zachowanie wyda się z pewnością dziwne, ale życzyłabym wszystkim takich zdziwień...
Podobno joga uczy, jak radzić sobie z bólem?
Rzeczywiście, dzięki np. ćwiczeniom oddechowym można zlikwidować nawet bardzo ostry ból migrenowy, a rozluźnianiem mięśni skrócić czas trwania kontuzji np. naderwania ścięgien itp. To jest bardzo trudne, bo kiedy cierpimy, automatycznie napinamy mięśnie, a nasz oddech staje się krótki i przyspieszony. Jednak, jeśli mimo to uda się rozluźnić mięśnie i głęboko pooddychać, to prawdopodobnie, jeśli nie zlikwidujemy całkowicie bólu - co zależy od jego skali, powagi kontuzji - to na pewno potrafimy sobie bardzo, bardzo pomóc... Często osoby przychodzące na zajęcia, skarżące się wcześniej na jakieś dolegliwości, odczuwają wyraźną poprawę. Dotyczy to zwłaszcza bólów neurologicznych, lęków, czy niepokojów psychicznych wynikających z przemęczenia, stresu.
Jedna z definicji jogi mówi, że jest to najstarsza nauka nie o chorobach, ale o życiu, o tym jak najdłużej zachować sprawność ciała i umysłu, które w ujęciu filozofii Wschodu stanowią całość.
W Chinach na przykład, długo przed naszą erą, istniała instytucja lekarza rodzinnego, który opiekował się członkami rodziny dbając o ich zdrowie, przepisując regularnie zioła itp. Płacono mu za to, że wszyscy byli zdrowi - i tylko wtedy. Kiedy ktoś z rodziny zachorował, on oczywiście brał się za leczenie i dotąd chory mu nie płacił, dokąd ten go nie wyleczył.
Bo w zdrowym ciele - zdrowy duch...
Nie można tych dwóch rzeczy rozdzielać, jak to robią np. asceci, którzy twierdzą, że ciało nie jest ważne, bo to tylko mięso, kawał ścierwa... To grozi schizofrenią. Moje ciało i mój umysł to jest jedno. Dopóki mamy to ciało, jesteśmy także nim, dlatego nie wolno nam go zaniedbywać. Mnisi buddyjscy z szacunkiem mówią o ludzkim ciele; ponieważ otrzymanie cennego ludzkiego ciała zdarza się według niektórych nauk buddyzmu niezwykle rzadko, trzeba tę szansę wykorzystać jak najlepiej. Zwykle na zajęcia przychodzą ludzie, którzy w tym sensie są joginami od zawsze. Dla nich to inwestycja w siebie. Inwestycja bardzo skromna, w porównaniu z kosztami, jakie pociąga za sobą jakakolwiek choroba. Trochę żartując, uważam, że adepci jogi powinni płacić wyjątkowo niskie stawki na ubezpieczenie zdrowotne, ponieważ na pewno nie narażają państwa na zbyt duże koszty leczenia - a już zwłaszcza z powodu własnych zaniedbań.
Kiedy uczeń jest gotowy pojawia się nauczyciel, głosi mądre powiedzenie. Czy każdy może ćwiczyć jogę?
Każdy, kto ma elementarną wolę. Bo zwłaszcza w dzisiejszych czasach to jest ciężka dyscyplina - wymaga przede wszystkim systematyczności. Kiedy świat proponuje nam same ułatwienia: samochód zamiast spaceru, telewizor zamiast książki, gry komputerowe zamiast twórczej gry wyobraźni... Wszystkie te cywilizacyjne gadżety w gruncie rzeczy zabijają w nas chęć pracy nad sobą. Dlatego to jest takie trudne. Niekiedy - wszyscy mistycy o tym mówią - człowiek ociera się o straszliwe cierpienie, czysto duchowe. Bo rozwijanie świadomości nie odbywa się bez bólu, niepokoju. Ale każdy człowiek, prędzej czy później, musi przez to przejść. Jeśli tylko nie chce zatrzymać się na poziomie wegetacji.
Bolesne jest choćby odrzucenie, rezygnacja z pewnych przyzwyczajeń, nawyków, całkiem niekiedy przyjemnych.
To prawda, bywają przyjemne - niezdrowe jedzenie, używki... Ale to przecież one niszczą nasze cenne ciało. Wystarczy sobie powiedzieć dość. Nie mówię, że trzeba z wszystkiego zrezygnować, założyć włosiennicę i biczować się. O wiele ważniejsza niż wyrzeczenia jest systematyczność. Widzę to po uczestnikach moich zajęć. Ktoś, kto zaczyna, siedząc na macie ze skrzyżowanymi nogami, wierci się, kręci, jest mu strasznie trudno wysiedzieć. Nie potrafi wyleżeć w trakcie relaksu. Ale już po paru miesiącach to już nie jest to samo ciało. Zaczyna być posłuszne, bardziej zdyscyplinowane. Z czasem, w sposób niejako naturalny zaczynamy kierować się samodyscypliną w codziennym życiu - nie jemy byle czego, z większą uwagą podchodzimy do naszego najbliższego otoczenia, do związków z ludźmi - ustalamy dobre, właściwe dla nas towarzystwo.
Jaka jest rola nauczyciela? Czy jest konieczny, czy może wystarczy kompetentna książka?
Książka nigdy nie zastąpi żywego nauczyciela, nie poprawi naszych błędów. Na początek lepiej wziąć choćby kilka lekcji, które dają możliwość zobaczenia jak wyglądają dobrze wykonane asany. I nie chodzi o to, żeby je natychmiast idealnie powtórzyć. W jodze ważniejszy jest kierunek ruchu, koncentracja na nim, niż końcowy efekt. Na zajęcia przychodzą osoby o bardzo różnym poziomie zaawansowania. I nigdy nie spotkałam kogoś, kto by idealnie wykonywał wszystkie asany. Każdy z nas jest inny, każdy ma swoje asany, które wykonuje pięknie i inne, które są dla niego trudniejsze. Jeśli ktoś opanuje bezbłędnie np. stanie na głowie, dobry nauczyciel powinien mu to zadanie natychmiast utrudnić - polecić wykonanie trudniejszego wariantu, żeby umożliwić dalszy rozwój. Joga to jest spektakl do wewnątrz, nie dyscyplina na pokaz. Dlatego nigdy nie pozwalam obserwować zajęć. Jeśli ktoś chce zobaczyć jak wygląda lekcja musi się przebrać i ćwiczyć razem z nami.
W naszej, nastawionej na bicie rekordów, kulturze, joga może wydawać się zajęciem nudnym...
Sensem ćwiczenia jogi jest samo ćwiczenie jogi, czyli samodoskonalenie. Jeśli naszym celem jest osiągnięcie nadzwyczajnych, akrobatycznych rezultatów, to tracimy to, co jest najcenniejsze, ten moment, w którym pracujemy, dzięki czemu stajemy się sprawniejsi, zdrowsi, lepsi. Nie spotkałam dotąd człowieka, który by powiedział, że umie wszystko i niczego już nie musi doskonalić. Nawet mistrzowie mówią głównie o tym, czego jeszcze nie umieją. Jesteśmy bardzo niedoskonali, ale właśnie to, że możemy się wciąż doskonalić jest wspaniałe. Nie ma takiego poziomu, na którym można by się zatrzymać. A jeśli już umiemy wystarczająco dużo, powinniśmy się tą wiedzą zacząć dzielić. Zostajemy nauczycielami, co oczywiście nie zwalnia nas od dalszego podnoszenia własnych kwalifikacji.
Czy jogin z zasady jest wegetarianinem?
Wegetarianizm jako taki nie jest dietą, ale filozofią życia. Jedni przechodzą na wegetarianizm od razu, bez żadnego problemu. Inni - z pewnymi oporami. Ale dla kogoś, kto chce być prawdziwym adeptem jogi, wegetarianizm jest jednym z podstawowych warunków. Ze względu na zasadę ahimsy - nie zadawania cierpienia innym istotom. Ale nie tylko, bo jest to także sposób na zlikwidowanie plagi głodu na ziemi. Wiadomo, że gdyby pola zasiewane pod paszę dla bydła tucznego przeznaczyć na uprawę roślin, jedzenia byłoby pod dostatkiem. I trzecia racja - zdrowotna. Im pokarm, który jemy, jest prostszy, mniej przetworzony, tym więcej dostarcza nam energii i wartości odżywczych. Najcudowniejszy jest owoc zerwany prosto z drzewa, jeszcze pełen słońca...
Czy joginem można zostać bez względu na wyznanie?
Jak mówił Vishnu Devananda, jeden z hinduskich joginów propagujących jogę na Zachodzie, obiektem medytacji może być gwiazda Dawida, krzyż czy wizerunek Kriszny. W tej akurat chwili najliczniejsze grupy na kursach dla nauczycieli jogi stanowią uczniowie z Izraela. Więc można i należy to godzić. Joga, chociaż wyrosła na bazie hinduizmu, nie jest jednak kultem. Jest techniką duchowego samodoskonalenia się, a to nie powinno być obce wyznawcom jakiejkolwiek religii.
Według mitologii hinduskiej bóg Siva wymyślił jogę dla swojej małżonki, żeby zawsze była piękna, witalna i miała gibkie ciało. Ale paradoksalnie jogę w Indiach uprawiali wyłącznie mężczyźni...
Do lat dwudziestych ubiegłego wieku w ogóle nie do pomyślenia było, żeby kobiety ćwiczyły asany. Dopiero sławny jogin i myśliciel, hinduski mistrz Swami Sivananda, który był także lekarzem zalecał hinduskim kobietom ćwiczenie jogi. To była rewolucja w ówczesnych Indiach! Tymczasem w Polsce jogę uprawiają głównie kobiety. Na świecie, jeśli wśród praktykujących istnieje przewaga kobiet, to nie jest tak drastyczna.
Co kobietom szczególnie ma do zaproponowania joga?
Kobiety są z natury bardziej emocjonalne, dlatego zwykle mają kłopoty z radzeniem sobie z własnymi emocjami. I tutaj joga jest potężnym narzędziem. Nie chodzi wcale o wykorzenienie emocji, bo nie można się ich pozbyć - są niezbywalnym elementem naszej osobowości. Ale dzięki jodze można sobie z nimi lepiej poradzić, sprawić, żeby nie były, jak dzikie konie, które nas rozdeptują, lecz jak karne rumaki w rydwanie, który my prowadzimy. Nie mówiąc o tym, że dla kobiety samo ćwiczenie asan jest dobrodziejstwem. Dzięki temu łatwiej znosimy zespół napięcia przedmiesiączkowego, łatwiej rodzimy, łagodniej przechodzimy menopauzę i nawet do bardzo późnych lat jesteśmy w pełni sprawne, bez chorób krążenia, osteoporozy, otępienia starczego, i tym podobnych dolegliwości.
Więc jak to wymyślił Siva - joga może nam dziś zastąpić drogie kosmetyki i zabiegi upiększające, a może nawet być eliksirem młodości?...
Jogini mówią, że to nie metryka, ale kręgosłup świadczy o tym, ile naprawdę mamy lat. Jeśli nasz kręgosłup jest prosty, plecy mamy wyprostowane, to cała sylwetka jest młoda, zgrabna. Mówi o naszej witalności, młodości, chociaż możemy mieć i sto lat. Właśnie praktyka ciała dostarcza tego impulsu, by wszystkie jego elementy były sprawne. Kości, które są regularnie ćwiczone, pozostają silne - osteoporoza nie ma do nich dostępu. Są asany, które stymulują gruczoły wydzielania wewnętrznego, co pozwala np. lepiej przyswajać witaminy, mikroelementy. Przy tym ćwiczenia te nie są brutalne, inwazyjne. Po każdej asanie ciało musi być rozluźnione, zrelaksowane, zanim wykonamy następną, która z zasady dopełnia lub przeciwważy poprzednią. To wszystko minimalizuje prawdopodobieństwo jakiejkolwiek kontuzji, daje gwarancje bezpieczeństwa.
A jednocześnie relaks uspokaja, uwalnia od towarzyszącego nam na co dzień stresu, napięcia...
Relaks jest równie ważny jak samo ćwiczenie. Jest to jedna z najtrudniejszych rzeczy, jaką musimy się nauczyć praktykując jogę. Ponieważ w codziennej aktywności jesteśmy przyzwyczajeni do ciągłego spinania, ściągania mięśni, to po dłuższym czasie rodzi się stres i zmęczenie. Stres wchodzi głównie w kark, w szczęki, w łydki. Jeżeli zastosujemy odpowiednią technikę relaksacyjną, wtedy uda się nam ten stres pokonać. Za pomocą autosugestii możemy rozluźniać poszczególne partie mięśni. Ale trudność polega na tym, że polecenia, które zwykle wydajemy naszym mięśniom, wiążą się z ich ściągnięciem. Podczas relaksu polecenie jest dokładnie przeciwne - nakazujemy mięśniom rozluźnienie - nauczenie się tego zajmuje dobrych parę miesięcy, ale tej techniki, ze względu na płynące z niej dobrodziejstwa, przecenić nie można.
Czy od jogi można się uzależnić?
Nie sądzisz, że byłby to w takim wypadku bodaj najzdrowszy z nałogów?
(żródło: Twój Styl nr 10, październik 2002)